To nie Marta doprowadziła swymi namowami do wskrzeszenia brata, ale Maria. Marta wyszła pierwsza na spotkanie z Jezusem. Długo rozmawiała z Nim o zmartwychwstaniu i o swej wierze. Jej dyskusja miała charakter jak najbardziej teologiczny. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że sama wiedza nie ruszy Jezusa z miejsca. Pobiegła do Marii i powiedziała, że Nauczyciel ją woła.
Pewien król wstępował do katedry po schodach i rzucił żebrakowi wielką bryłkę złota. Zauważył jednak, że żebrak z pogardą wyrzucił złoto do kałuży, jakby to był zwykły kamień. Z ciekawości i oburzenia zapytał go: „Dlaczego wyrzuciłeś mój dar?". „Ponieważ spodziewałem się czegoś wartościowego, a nie bezwartościowego kamienia. Pragnę pieniędzy!" - odrzekł żebrak! Król zrozumiał, że żebrak nie poznał się na skarbie, jaki otrzymał, i w milczeniu wszedł do świątyni.
Szemranie przeciwko Bogu i wystawianie Go na próby było, nie tylko, słabością narodu izraelskiego. Człowiek współczesny, też nie jest wolny od tego grzechu. Taka postawa rodzi się z powodu słabej wiary i braku zaufania do Boga.
Twarz Jezusa lśniła jasnością jak słońce. Słońce daje światło, daje życie, daje energię. Oblicze Boga jest nam potrzebne, by nie nosić masek. Jest to jedyne Oblicze, przed którym nie udaje się udawać kogoś innego, niż się jest naprawdę. Gdy Jego oblicze zajaśniało jak słońce, upadli na twarze.
Nie na dzisiejsze czasy wydają się słowa Chrystusa z dzisiejszej Ewangelii. "Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co będziecie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się będziecie przyodziewać. Przypatrzcie się ptakom...".
Ludzkie pragnienie szczęścia to pragnienie dobrobytu, miłości, to pragnienie, aby ktoś ciągle był przy mnie. I to pragnienie często nastawione jest na otrzymywanie, na posiadanie - jak słyszymy w dzisiejszym czytaniu z listu św. Pawła do Koryntian, ta ludzka mądrość jest głupstwem u Boga.
Dzisiejsza Liturgia Słowa wprowadza w biblijne obrazy i zadania światła. Każdy człowiek, a zwłaszcza chrześcijanin, winien dostrzec, że posiada własne niepowtarzalne życie, powołanie i zadania. Dostrzegamy je jako drogę pełną ludzi, pragnień, zdarzeń, słów i znaków. Na płaszczyźnie wiary przyjmujemy, że otrzymaliśmy je od Boga jako „zadanie" kroczenia drogami zbawienia, czyli we współpracy z Chrystusem Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym.
Chyba nieobce jest nam uczucie satysfakcji związane z pewnymi wydarzeniami, które bezpośrednio nas nie dotyczą, a w których w jakiś sposób uczestniczymy. Gdy słyszymy o niezwykłych sukcesach tzw. zwykłych ludzi, czujemy, że to także nasze zwycięstwo. Bo to przecież ktoś podobny do nas...
Coraz częściej w życiu, bez certyfikatu, potwierdzenia, uwiarygodnienia czy poręczenia, niewiele da się zrobić. Ludzie szukający pracy piszą życiorysy, listy motywacyjne, w których przybywa informacji o skończonych kursach, podyplomowych studiach, dodatkowych umiejętnościach, wszystkie oczywiście opatrzone odpowiednimi zaświadczeniami dodanymi w załącznikach.
Za nami już święta Bożego Narodzenia. Piękny obrzęd łamania opłatkiem i dzielenia się dobrocią. Za nami już noc sylwestrowa i weszliśmy w Nowy Rok z nadzieją, że będzie dobry. Z Trzema Królami złożyliśmy Dzieciątku złoto naszych dobrych uczynków, kadzidło naszych modlitw i mirrę ludzkiego cierpienia i naszych krzyżów.
Bracia i siostry. W tę cichą i świętą noc, kiedy już po wigilijnej wieczerzy, po opłatku, którym przełamaliśmy się w gronie rodzinnym, w gronie najbliższych, przyjaciół, składając sobie nawzajem życzenia, przybyliśmy do świątyni, aby w szerszym gronie, w parafialnej wspólnocie jeszcze raz przeżyć ten wielki i niepojęty do końca cud - narodzenie Jezusa.
W dniu dzisiejszym Kościół stawia przed nasze oczy postać św. Józefa. Dziwna to postać i bardzo tajemnicza. Z Pisma Świętego wiemy, że pochodził z rodu Dawida, że był zaślubiony z Maryją. Chrześcijańska tradycja podaje, że był sporo od Maryi starszy i że zmarł, zanim Pan Jezus rozpoczął swoją publiczną działalność.
Tak się ostatnio układa, że od kilku miesięcy słyszę wiele skarg na ludzi, którzy przez siebie i przez dalszych znajomych uważani są za wierzących i praktykujących. Z tym drugim rzeczywiście nie ma problemu w ich przypadkach, ale z tym pierwszym...
Centralną postacią II Niedzieli Adwentu jest bez wątpienia św. Jan Chrzciciel. W minioną niedzielę słyszeliśmy samego Chrystusa, a jutro słuchać będziemy Jego Poprzednika. Można by powiedzieć, że pomieszał się porządek chronologiczny z hierarchicznym. „Jan jest głosem, ale na początku było Słowo, czyli Pan. Jan jest głosem tylko do czasu, Chrystus jest Słowem Odwiecznym" (św. Augustyn).