Wystarczyło, że zginął śnieg i temperatura nieco wzrosła powyżej zera, a wiosenni podpalacze ruszyli do działania. W środę strażacy gasili trawy przy ul. Konopnickiej, dziś przy ogródkach działkowych przy ul. Wileńskiej.
Wypalanie traw w Polsce jest niechlubną tradycją, z którą od lat zmagają się strażacy, służby leśne i ochrony środowiska, policjanci oraz strażnicy miejscy. Ekolodzy, naukowcy, przyrodnicy i leśnicy - wszyscy zdecydowanie podkreślają, że wypalanie nie jest efektywnym sposobem "odnawiania" gleby. Zostało bowiem naukowo udowodnione wiele lat temu, że wypalanie suchej roślinności wpływa negatywnie na wiele elementów przyrodniczych. W wielkim skrócie: ziemia zostaje wyjałowiona, a nie użyźnia się. Nie dochodzi do naturalnego rozkładu resztek roślinnych. Przerywany jest proces formowania się próchnicy. Do atmosfery przedostaje się szereg związków chemicznych, będących truciznami zarówno dla ludzi, jak i zwierząt. Wypalanie traw skutkuje zabijaniem znacznej ilości organizmów żywych, niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania przyrody.
Dlaczego gołdapianie wypalają trawy? Tłumaczenia potrafią być zadziwiające. Cztery lata temu starsza kobieta przyłapana na podpalaniu trawy przy ul. Żeromskiego tłumaczyła to w ten sposób, że jeśli wypali je, to spalą się też kleszcze w niej żyjące. A ona ma dość wyciągania tych pajęczaków ze swojego psa, biegającego po tej trawie...
Każdy pożar trawy to znaczne koszty finansowe, które w ostatecznym rozrachunku płacą wszyscy Polacy. Jego gaszenie wymaga pracy 4-6 strażaków. A co, gdy w tym samym czasie będzie miało miejsce inne zdarzenie, gdzie strażacy będą musieli ratować np. czyjś dobytek całego życia? Aż strach pomyśleć. Przypominamy też, że wypalanie traw jest w Polsce zabronione.