O mały włos a dzisiejszego popołudnia doszłoby do ogromnej tragedii na gołdapskim jeziorze. Wypożyczonym przy plaży miejskiej rowerem na akwen wypłynęła rodzina: mama, tata i dwoje dzieci. Po około 10 minutach, gdy byli na środku jeziora (płynęli pod drugi brzeg) rower zaczął szybko nabierać wody do swojej konstrukcji i tonąć.
Dzieci były w kapokach. Dla rodziców, jak wynika z relacji poszkodowanej, przy wypożyczeniu roweru ich zabrakło. Mężczyzna przesadził dzieci w takie miejsce na rowerze, by nabierał on jak najmniej wody. Jednocześnie zaczął wzywać pomocy, wziął też telefon od żony i zadzwonił na policję z prośbą o pomoc. Pierwsze na miejsce zdarzenia podpłynęły dwie panie na innym rowerze wodnym, które były w pobliżu. Zabrały dzieci do siebie na pokład i odstawiły na brzeg. Po chwili pojawił się też ratownik z plaży. Dorośli zaczęli pchać rower ku brzegowi. Po kolejnych minutach przyjechała policja i straż pożarna. Strażacy ostatecznie ściągnęli rower do brzegu, gdzie wraz z policją dokładnie go obejrzeli. Nie miał poważniejszych uszkodzeń. Oględziny wykazały, że woda mogła się dostawać do środka na niewielkich pęknięciach na połączeniu góry i dołu konstrukcji roweru, które przy jego większym obciążeniu może znaleźć się pod wodą.
Dzieci były bardzo przestraszone. By na chwile zapomniały o tym, co się wydarzyło, od strażaków dostały pluszowe misie. Ich stan zdrowia zbadało też wezwane pogotowie.
Rodzina nie wie jeszcze, jakie konsekwencje będzie chciała wyciągnąć wobec właściciela roweru. Poszkodowana pani zwraca jednak już dziś uwagę na to, by każdy wynajmowany sprzęt wodny wyraźnie oznaczyć numerem telefonu do miejscowych ratowników. Numer ten powinien być także ogólnie widoczny dla plażowiczów. To przy tego typu sytuacji znacznie przyspieszyłoby to powiadomienie o zdarzeniu i akcję ratowniczą. Za naszym pośrednictwem poszkodowana szczególnie dziękuje też dwóm paniom, które na jeziorze podpłynęły rowerem i zabrały jej dzieci do brzegu.