Chciałbym poruszyć na portalu pewien temat, który wielu z Państwa może zainteresować. Chodzi o naszą przychodnię w Gołdapi. 23 stycznia miałem zarejestrować dziecko do lekarza rodzinnego, więc od godziny 7.00 próbowałem dodzwonić się do rejestracji. Po pół godziny nieustannej walki z informacją „numer zajęty" oraz paru nieodebranych połączeniach odzywała się pani. Kamień spadł mi z serca. Myślę sobie: wreszcie się udało. Niestety, chwila radości dość szybko minęła, gdyż pani w słuchawce oznajmiła, że nie ma miejsc. Więc spytałem jej jak to możliwe, że pół godziny po otwarciu rejestracji zarejestrowało się 40 osób i dlaczego linia jest cały czas zajęta, a innym razem nikt nie odbiera. Odpowiedzi nie usłyszałem. Ok., spróbuje jutro - pomyślałem.
24 stycznia było znowu to samo, jeżeli chodzi o odbieranie telefonu oraz linię zajętą. Lecz tym razem udało mi się wyłowić ostatni numerek. Pytanie, jakie mi się nasunęło, to jak mają się rejestrować osoby starsze, mieszkające kilkanaście kilometrów od Gołdapi, nie mające możliwości dojazdu w rannych godzinach z braku połączeń PKS? Na tym pytaniu skończyłem swoją dociekliwość oraz moje zaskoczenie na niesprawność albo dosadniej niepełnosprawność naszej rejestracji. Lecz nie trwało to długo. Dzień kolejny był kumulacją nerwów, jakie miałem w zapasie. Mój teść wiedział o sytuacji z wcześniejszych dni więc postanowił wyruszyć do ośrodka sam. Stanął w okienku o godzinie siódmej rano. Pani z rejestracji oznajmiła, że nie ma miejsc i może zarejestrować na popołudnie. Więc pytam jak to możliwe, że o godz. 7 rano nie można zarejestrować się do lekarza, który przyjmuje ok. 40 pacjentów dziennie? Jak nasza rejestracja jest w stanie zarejestrować 40 osób w 1 minutę zakładając, że była 7.01, jak mój teść podszedł do rejestracji, skoro w/w instytucja nie rejestruje do lekarzy rodzinnych dzień przed? Kto dostaje się do tych lekarzy, skoro telefonu nikt nie odbiera i nie można zarejestrować się osobiście stojąc drugim w kolejce do rejestracji? Co się stanie, jeżeli dziecko bardzo mocno zachoruje? Do rodzinnego się nie dostaniemy, a pogotowie powie, że lekarze jeszcze przyjmują i tam trzeba iść? Wiem, że wielu ludzi włączy się w dyskusję na ten temat, bo nie jest to pojedynczy przypadek, który dotknął tylko mnie.
(imię i nazwisko do wiadomości redakcji)