Prof. dr hab. Krystyna Szcześniak
Gdańsk 20.08.2025

List otwarty do Pana Konrada Kazanieckiego,
Burmistrza Gołdapi

Panie Burmistrzu,
po kilku latach niebytności mogłam wreszcie znowu odwiedzić Gołdap, miasto mojego dzieciństwa. Miasto, w którym ukończyłam czerwoną szkołę podstawową, a potem nowiutkie wówczas liceum obecnie noszące inne imię, niż w latach, kiedy tam się uczyłam. Moimi nauczycielami byli profesorowie (do dziś tak zwyczajowo nazywani w naszych wspomnieniach), tacy, jak: Czesław Burel (Jego sposób nauczania łaciny i wiedza, jaką nam przekazywał była tak duża, że na studiach zaliczenie z tego przedmiotu uzyskiwałam niejako z marszu), Aleksandra i Mieczysław Ratasiewiczowie (Ona uczyła nas samodzielnego myślenia; miałyśmy jak się po latach okazało, tego samego Promotora, prof. dr. hab. Leszka Moszyńskiego; On z kolei zaraził mnie swym umiłowaniem do Ziemi Gołdapskiej i wszelakich pograniczy). W tym miejscu chcę jeszcze wspomnieć o swojej klasie licealnej: byli w niej uczniowie, będący dziećmi ówczesnych prominentów, policjantów, inni mieli Rodziców związanych mocno z kościołem, czy wręcz odwrotnie – ateistów, ale wszyscy pochodzili „skądś”, o czym też świadczyły nasze nazwiska. Niektórzy z nas mieszkali w mieście lub na przedmieściach, inni w przebywali w internacie lub u krewnych, a jeszcze inni dojeżdżali większą część roku, jak np. Ania z Górnego czy bliższych miejscowości, na zimę tylko przenosząc się do internatu. Nigdy nie słyszałam, aby któreś z nas dokuczało komuś innemu z powodu pochodzenia czy zawodu Rodziców. Byliśmy różni też pod względem statusu społecznego, ale nosiliśmy podobne (choć uszyte lub kupione w sklepie) granatowe fartuchy lub ciemne wierzchnie okrycia z tarczą (zwykle na agrafkę 😊).

Stąd, z Gołdapi, pojechałam na studia do nieznanego mi zupełnie Torunia, gdzie ukończył tę samą polonistykę znany Mazur Erwin Kruk. Oceny w indeksie mam różne, za to nazwiska Profesorów, którzy je wpisywali – znamienite. Młoda uczelnia zawdzięczała bowiem większość swych wykładowców dwóm kresowym miastom (pociągi, którym jechali jako repatrianci, zatrzymały się na toruńskim dworcu i część ich pasażerów wysiadła, a inni, niezbyt przekonani, pojechali dalej, do Wrocławia). Byli to głównie pracownicy przedwojennych uczelni wileńskich i lwowskich. Zajęcia miałam z profesorami: Arturem Hutnikiewiczem, Konradem Górskim, Bronisławem Nadolskim, Wacławem Cimochowskim oraz innymi, którzy dopiero rozpoczynali swą drogę naukową (dr Csato, dr Jerzy Maciejewski oraz późniejszy profesor tytularny Leszek Moszyński). Kończąc tę część wypowiedzi dodam, że studia ukończyłam, a odpracowawszy roczne stypendium fundowane w Zespole Szkół Rolniczych w Dobrocinie koło Morąga, zostałam zatrudniona na UG (w drugim roku istnienia tej uczelni) na wniosek mojego promotora pracy magisterskiej („Nazwy powiatu gołdapskiego związane z lasem”). Doktorat dotyczył już nazw miejscowości powiatów gołdapskiego i oleckiego, zaś habilitacja – analizy toponimów znajdujących się w Tece Toruńskiej Marcina Giersza. Przy dwóch następnych książkach (doktorat i habilitacja zostały opublikowane) pozostałam przy temacie pogranicza, ale skupiłam się na terenach wschodniej i zachodniej Słowiańszczyzny (prace dotyczyły tzw. zamów oraz zaklętego w nich świata roślin i ludzi, je znających). Na UG przepracowałam ponad 50 lat, promując 18 doktorów, blisko dwustu magistrów i licencjatów oraz publikując swe prace nie tylko w Polsce, ale też na Białorusi, Litwie, Łotwie i w Słowenii.

Panie Burmistrzu,
po co to to wszystko napisałam? Jestem stąd, czuję się Gołdapianką, choć tu się nie urodziłam, a moje korzenie rodzinne (z których jestem dumna) sięgają Górnego Śląska i Niemiec, a także Dolnego Śląska. Moje prace (nie tylko książki) dotyczą w dużej mierze wszelakiego pogranicza: Mazur, Warmii (ostatnio przybliżył mi ją Edward Cyfus, przy czym Jego część rodziny pisze się Ziefuss), Litwy, Grodzieńszczyzny i szerzej – Białorusi. Droga naukowa maturzystki z Gołdapi nie była ani prosta ani łatwa. Już przy doktoracie były pewne problemy (rozprawa obroniona w roku 1978 została opublikowana w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych minionego wieku), zaś niektórzy recenzenci habilitacji mieli negatywne zdanie na temat nie tyle mojej habilitacji, ile nazwiska i postaci Marcina Giersza. Dzisiaj wspomniany tu Mazur jest inaczej oceniany przez wielu badaczy, choć nie wszystkich.

I tu wracam do mego ostatniego pobytu w Gołdapi. Zapoznałam się wówczas z listem radnego Pawła Czyża opatrzonym logo Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin, protestującym wobec przyjęciu do zbiorów (wspaniale funkcjonującej od lat) biblioteki gołdapskiej czasopisma „Die Heimatbruecke” oraz goszczenia w niej ofiarodawców. Nie chcę z treścią tego listu, zawierającego żądania wyciągnięcia konsekwencji służbowych wobec Pani Dyrektor za przyjęcie tego daru (umieszczonego, jak sprawdziłam, w zbiorach specjalnych; sama z takich zbiorów korzystałam na UMK, a dotyczyło to książki „Der Kreis Goldap”) polemizować. Dla mnie poszczególne numery tego czasopisma były i są niesamowitą kopalnią wiedzy o byłych mieszkańcach tego terenu. Tych, do których już nie dotrzemy (a którzy jeszcze niedawno przyjeżdżali na te obszary po … gałązkę bzu lub prosili tylko o przesłanie zdjęcia konkretnego domu czy okolicy; mój Tato oprowadzał ich oraz później ich wnuków) i tych, dla których Gołdapskie zawsze będzie ich Małą Ojczyzną.

Błędy są rzeczą ludzką. Myślę, że rzadko trafiają się Ludzie, którzy ich nie popełniają. A złożoność losów ludzkich (szczególnie na naszym obszarze), ich przeszłości (ilu Rodziców moich szkolnych kolegów „nie pamięta” tamtych lat, „pogubiło” różne legitymacje i dokumenty), jest nieprzewidywalna, co starałam się na swym przykładzie pokazać. Znam ból moich górnośląskich Dziadków, którym zabierano kolejnych synów do Wehrmachtu i niezgodę krewnych, których powojennym dzieciom nadawano w śląskim urzędzie, bez ich zgody, ośmieszające imiona typu Alfons, a którzy w domu bywali nadal nazywani Erwinem i Gerardem, a ich wnukom zakazywano w szkołach nauki języka niemieckiego. O losach Warmiaków pisze w przejmujący sposób Edward Cyfus (tych przed- i powojennych, równie mało znanych), zaś o Mazurach równie mocno pisał Erwin Kruk, który uczestniczył (już mocno schorowany) w sympozjum dedykowanym Marcinowi Gierszowi w Gołdapi.

Pani Burmistrzu,
czy (z powodu miejsca urodzenia i pochodzenia muzyka) przestaniemy słuchać muzyki Mozarta, Bacha czy Beethovena? Czy dające olbrzymie pole do przemyśleń „Muzeum ziemi ojczystej” S. Lenza ma być wykreślone z listy książek czytanych przez mieszkańców naszego regionu i wyrzucone z bibliotek, bo jego Autor, dzisiejszy honorowy obywatel Ełku, został wcielony swego czasu do armii niemieckiej? A może wyrzucimy z lektur Goethego czy Schillera, a spośród filozofów – Kanta, którym miasto Gołdap się chlubi, bo byli…Niemcami, a twórczość Dostojewskiego pominiemy, bo nie lubił, delikatnie mówiąc, Polaków? A jeśli jakiś dociekliwy prawdziwy Polak dokopie się (w swoim przekonaniu) przeszłości Wojciecha Kętrzyńskiego, to też o nim zapomnimy?

To nasza przeszłość, a materiały zgromadzone w rocznikach owego daru przekazują nam wiedzę o tym, co było tu przed nami, o ludziach, których ją nam przybliżali (jak np. historyk Wolfgang Rothe, laureat nagrody Rominckiego Rysia oraz Odznaki Honorowej za Zasługi dla Województwa Warmińsko-Mazurskiego i jego brat slawista, Hans Rothe, Doktor Honoris Causa Uniwersytetu Wrocławskiego, a wcześniej uczeń gołdapskiego gimnazjum Kantschule). Roczniki „Die Heimatbruecke” będą wszak w zbiorach specjalnych udostępniane konkretnym ludziom, badaczom, którzy inaczej nie mieliby (bez owego daru) dostępu do takich źródeł.

NAUKA nie kieruje się (nie powinna kierować się) emocjami, a my, już wieloletni mieszkańcy Gołdapi i okolic, a także ci, którzy w różnym czasie i z różnych przyczyn stąd wyjechali, mamy jednakie prawo do budowania mostów i nie powinniśmy dążyć do ich burzenia. Burzyć jest łatwiej, niż budować. Przy budowaniu owych mostów trzeba być tolerancyjnym i empatycznym, nie należy zatem dokładać (w moim przekonaniu) do nowych przęseł zleżałych już cegieł, ale powinno się sprawdzać, czy czasem kamienie (o ostrych pierwotnie brzegach) nie wypełnią dobrze całej budowli, bo ich kształt (lub dopasowanie do całości, współczesnej całości) nieco się zmienił i nasza wiedza o takim budowaniu jest dzisiaj większa oraz … bardziej ludzka, żeby nie powiedzieć chrześcijańska.

Panie Burmistrzu,
mój list jest protestem naukowca, językoznawcy, badacza przeszłości i teraźniejszości tak mi bliskiej ziemi, ale nie polemiką z treścią owego pisma. W mojej ocenie Radny Paweł Czyż nie chce polemizować, on żąda. Ja – proszę tylko o chwilę zastanowienia.

Pisałam tu o sobie, o swojej klasie, o Rodzicach, o ich skomplikowanych losach, a także o niejednoznacznej kolorystycznie przeszłości Gołdapszczyzny (mogłabym dodać więcej, np. o tym, jak smutni panowie przyszli pewnego dnia do mojego Taty, aby zwolnił z pracy konkretną osobę, bo była zaangażowana w walkę podziemną na terenie dawnej Wileńszczyzny. Dodam, że owa Osoba była znakomicie wykształcona. Tato odpowiedział wówczas, o czym wspominał w rozmowach ze mną, że owszem, zwolni, jak tylko panowie znajdą równie wykształconą i merytorycznie przygotowaną do pracy osobę, która zechce pracować za te same pieniądze. Tenże pracownik do emerytury pracował na etacie, na jakim zatrudnił Go mój Tato. Dziś odwiedzam Jego grób na naszym cmentarzu).

Gołdapianka od roku 1959, uczennica czerwonej szkoły, maturzystka naszego liceum. Badaczka przeszłości i teraźniejszości różnego rodzaju pograniczy. Absolwentka UMK. Emerytowany pracownik naukowy UG. Prof. dr hab. Krystyna Szcześniak z domu Nowakówna.

Do wiadomości:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.