Wieś Boćwiński Młyn położona jest po dwóch stronach rzeki. Aby przejść z jednej strony na drugą trzeba pokonać około 6 kilometrów. Ewentualnie ryzykując zdrowie i życie można skrócić drogę przechodząc rozsypującym się mostem.

- Po drugiej stronie rzeki mieszka kilka rodzin - mówi Natalia Bobowik z Boćwińskiego Młyna. - Ten most jest bardzo potrzebny. Skraca im bowiem drogę do sklepu czy szkoły o kilka kilometrów. Jeszcze do końca ubiegłego roku mogliśmy tędy chodzić. Teraz już nie powinniśmy.

Pani Natalia zwraca też uwagę, że odpowiedzią Urzędu Miejskiego na prośby mieszkańców o jego naprawę było postawienie znaku zakazu przechodzenia przez niego.

- Ten most niszczyli sami mieszkańcy - twierdzi Wiesław Swatek, kierownik wydziału infrastruktury i inwestycji komunalnych w Urzędzie Miejskim. - Był on m.in. podpalany. Teraz praktycznie nie nadaje się do odbudowy. Burmistrz zlecił już mojemu wydziałowi skalkulowanie kosztów wybudowania nowej kładki. Być może inwestycja ta znajdzie się w przyszłorocznym budżecie.

 

Jesteśmy na Google News - obserwuj nas!

 

Podobał Ci się artykuł? Doceniasz działalność goldap.info?
Jeśli uważasz, że to co robimy jest wartościowe, postaw nam wirtualną kawę.

Nie jest to jednak przesądzone, bo koszt budowy nawet prostej przeprawy dla pieszych będzie liczony z setkach tysięcy złotych. Być może urzędnikom uda się "coś wymyśleć", by nie była to nowa budowa, a remont obecnego mostu. Wówczas koszt byłby niższy (ale też wysoki), a inwestycja mogłaby być zrealizowana w szybszym czasie. Odpadnie bowiem potrzeba uzyskiwania różnego rodzaju pozwoleń. Wiesław Swatek twierdzi też, że jego wydział zaproponował remont mostu już w czasie prac nad tegorocznym budżetem. Jednak ze względu na koszty inwestycja ostatecznie się w nim nie znalazła.

Znak zakazu przechodzenia przez most stanął przed minioną zimą. Kilkoro dzieci „zza rzeki" chodzących do miejscowej szkoły podstawowej oraz dochodzących na autobus szkolny, by dojechać do gimnazjum, pokonywało go od poniedziałku do piątku aż do wakacji. W ten sposób skracali sobie drogę do szkoły lub na autobus z 6 kilometrów do kilkuset metrów. Choć gmina powinna im zapewnić dojazd do szkoły z pobliża miejsca zamieszkania, nic takiego nie miało miejsca. Powodem była niewiedza urzędników wydziału oświaty w UM o takiej potrzebie.

- O całej sytuacji dowiedziałam się podczas ostatniego posiedzenia kierowników wydziałów u burmistrza - mówi Irena Wojnikiewicz, kierownik wydziału światy. - Nie było wcześniej żadnych informacji ani od dyrektorów szkół, ani od rodziców. Od września zorganizujemy dzieciom dojazd do szkół, w tej chwili szukamy najbardziej odpowiedniego rozwiązania.

Mieszkańcy „za rzeką" nie należą do bogatych. Nie mają samochodów. Idąc do sklepu czy sąsiadów zapewne będą nadal skracać sobie drogę przechodząc przez rozsypujący się most. Czy radni znajdą środki w budżecie, by przeprawę przez rzekę uczynić bezpieczniejszą?