- Macie przyjemność obcować z poetą, bardem, laureatem nagrody prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, ale przede wszystkim macie do czynienia z narkomanem - tymi słowami Jacek Musiatowicz w ubiegły piątek rozpoczął spotkanie z młodzieżą Zespołu Szkół Zawodowych w Gołdapi.
"Życie na niby" to program profilaktyczny, z którym do gołdapskiej młodzieży przyjechał Jacek Musiatowicz poeta, tekściarz i bard z Radzynia Podlaskiego. Opowiadał o chemii.
- Nie ma różnicy: alkohol czy narkotyki - mówił Jacek Musiatowicz. - To jest chemia, z nią jeszcze nikt nie wygrał. Nie ma człowieka, który przepił alkohol, nie ma narkomana, który "przećpał" narkotyki. To wszystko prowadzi do śmierci. Nieuchronnie i zawsze.
Poeta zadał zebranym dość proste pytanie: "Co to jest zło?". Niby proste, jednak na sali rekreacyjnej ZSZ zapadła cisza. Nie było chętnych do udzielenia odpowiedzi.
- Kiedyś na to pytanie odpowiedział mi ksiądz Jan Twardowski - kontynuował pan Jacek. - Zło to jest wszystko to, co nas otacza i sprawia, że jesteśmy nieszczęśliwi. Na świecie jest osiemdziesiąt procent zła. Prawie wszędzie jest wojna, taka albo inna. Ludzie się mordują, zabijają, strzelają do siebie, a teraz sami, na własne życzenie umierają, bo jakiś idiota wpadł na pomysł ominięcia prawa i sprzedawania narkotyków pod hasłem "dopalacz".
Jak wyjaśnił bard "dopalacz" dlatego, żeby kojarzył się z napojem energetyzującym. Dopalacz, nie narkotyk.
- Narkotyki wzbudzają strach - mówił poeta. - A dopalacz? A se spróbuję. Próbują i co? Piach!
Młodzi ludzie dowiedzieli się, że kolega-muzyk Jacka Musiatowicz po dopalaczu spowodował wypadek samochodowy.
- Wyobraził sobie, że mu się droga kończy - wyjaśnił. - Teraz jest w tak złym stanie, że prawdopodobnie umrze. Nie prowadźcie pod wpływem alkoholu czy czegokolwiek. Nawet nie zgadzajcie się, jeśli ktoś wam zaproponuje, że was podwiezie. Chce się zabić to proszę bardzo! Ale bez was!
Pigułka może zmarnować życie
Takich przykładów bard miał dużo więcej. Opowiedział historię Małgosi - dziewczyny z dobrego, bogatego domu, w którym pojawił się alkohol. Ojciec, wybitny chirurg, przez picie stracił pracę. Pił coraz więcej, aż zaczął bić matkę i Małgosię. Dziewczyna uciekła z domu. Spotkała, jak jej się wydawało, księcia z bajki.
- Wypłakała mu się w rękaw, postawił jej obiad, drinka - opowiadał poeta. - Po tym drinku obudziła się za czterdzieści osiem godzin we Frankfurcie sprzedana Turkowi za cztery i pół tysiąca
euro.
Na sali cisza, a Jacek Musiatowicz dodaje, że jeżeli kiedykolwiek jego słuchacze znajdą się w miejscu, gdzie nie ma przyjaciół ani nikogo, kto dopilnuje rzeczywistości, żeby nie zostawiali niczego nie dopitego.
- Kiedy wrócicie, to może już nie być to samo - ostrzega bard. - Pigułka gwałtu kosztuje dwadzieścia pięć złotych. Można ją kupić w każdym większym mieście. Może wam zmarnować życie. Koniec historii o Małgosi jest taki, że ją uratowano. W tej chwili przebywa w zakładzie zamkniętym, bo jest alkoholiczką i narkomanką. Nie wiadomo czy kiedykolwiek wróci do normalnego funkcjonowania, bo tak bardzo ją skrzywdzono. We Frankfurcie była dwa lata.
Sami sięgamy po tę chemię
Na własnym przykładzie opowiedział młodzieży, jak człowiek stacza się na dno. Kiedy miał dziewięć lat jego rodzice mieli wypadek samochodowy. Ojciec prowadził pod wpływem alkoholu. Zginął na miejscu, a mama zapadła w śpiączkę.
- Przez całą podstawówkę nie miałem w dzienniku nawet czwórki, codziennie chodziłem do kościoła, byłem ministrantem - opowiadał Jacek Musiatowicz. - Chciałem przekonać Pana Boga, że zasługuję na
to, żeby moja mam żyła. W ósmej klasie mamę odłączyli. No i zostałem już zupełnie sam, bo do tej pory jeszcze miałem nadzieję.
Poeta opowiedział też, jak założyli z kolegami zespół.
- Zrobiliśmy się bardzo znani i tak graliśmy - kontynuował. - Wszędzie były narkotyki. Nie będę wam mówił co brałem, bo brałem. Wszystko. Trwało to cztery lata. Miałem śmierć kliniczną. Kiedy
wychodziłem z tego, to bolało mnie wszystko, nawet to, co nie powinno boleć: włosy, paznokcie. Z tego strachu i bólu zacząłem się modlić. Obiecałem, że jeśli Pan Bóg mnie z tego wyciągnie to się mu odwdzięczę. Dlatego tu jestem i dlatego do was mówię. Tylko z tego powodu. I tak jestem wszędzie już od trzech lat.
Każdy narkotyk działa inaczej
- Nigdy nie wiadomo jak organizm zareaguje na narkotyk czy dopalacz - stwierdził bard. - I to jest wystarczający powód, żeby się tego bać.
Na potwierdzenie swoich słów opowiedział historię pewnej dziewczyny. Gimnazjalistka poszła ze starszymi kolegami na imprezę.
- Zapaliła trzy "machy" haszyszu - mówił. - Poszła na balkon, a to było ósme piętro. Myślała, że jest ptakiem... i poleciała.
Kolejny przykład to historia chłopaka, który w drugiej klasie gimnazjum trafił do zakładu poprawczego, a stamtąd trafi do więzienia na kilkanaście lat. Miał mieć sprawdzian semestralny i uczył się do niego całą noc. Rano był bardzo zaspany. Kolega powiedział "Stary, jest na to
lekarstwo. Wciągnij krechę. To cię postawi na nogi."
- Tylko że gnojek nie umiał nawet tej krechy zrobić - kontynuował. - Zrobił mu "jak dla konia". A ten chłopak pierwszy raz próbował i nie wiedział, że jak to wciągnie, to go "szlag trafi". No
i wciągnął.
Po dwóch minutach dostał "takiego kopa", że chwycił, co miał pod ręką. Obok stał kolega ze scyzorykiem otwartym, bo jadł jabłko. Wyrwał mu ten scyzoryk i wbił drugiemu w plecy kilka razy.
Gdyby nie chemia, nie byłoby problemu
- Narkotyki nie tylko niszczą nam zdrowie, ale też krzywdzą innych - stwierdził Jacek Musiatowicz. - Doprowadzają do tego, że popełniamy przestępstwa. Nie tylko narkotyki, alkohol też.
Gwoli informacji poeta poinformował młodzież, że 90 procent przestępstw w Polsce popełnianych przez młodocianych jest pod wpływem albo alkoholu albo narkotyków.
- Gdyby nie chemia, to nie byłoby problemu - stwierdził. - Jak jesteście trzeźwi, to przecież nikomu nie zrobicie specjalnie krzywdy, ale jeśli występuje chemia, to już "nie przelewki".
Jacek Musiatowicz kilka razy podkreślał, że nie ma różnicy, czy to alkohol, narkotyki, miękkie narkotyki czy dopalacze. To wszystko jest chemia i prowadzi do śmierci. Zawsze.
Spotkanie trwało półtorej godziny. Swoje doświadczenie i wiedzę Jacek Musiatowicz przekazywał zebranym w sposób, można by powiedzieć, lekki. Pomimo tego, że w pewnych momentach nawet rozśmieszał swoich słuchaczy, to "gołym okiem" widać było, że przekaz do nich dociera. Prezentował
przy tym także swoje utwory, między innymi piosenkę "Małgocha", napisaną specjalnie dla dziewczyny, o której opowiedział.