O finezji instrumentów smyczkowych oraz ogromnym poczuciu humoru muzyków Filharmonii Narodowej mogliśmy się przekonać w czasie comiesięcznego spotkania z muzyką w Szkole Muzycznej.
Koncert rozpoczął delikatny Canon D-dur Jana Pachelbela, później usłyszeliśmy groźną Burzę z Czterech pór roku Antonio Vivaldiego, a potem gorący Czardasz Vittorio Monti. Oczywiście w czasie koncertu nie zabrakło opowieści o pochodzeniu instrumentów, ciekawostek o kompozytorach i muzykach przepięknie opowiadanych przez konferansjera. Na co dzień stykamy się z muzyką poważną, ale o tajemnicach jej kompozytorów wiemy niewiele. Przyjrzyjmy się na przykład Niccolo Paganiniemu. Wiemy, że był wirtuozem, jeśli chodzi o grę na skrzypcach i gitarze. Mało kto jednak wie, iż był również showmanem. Przygotowania do jego koncertów były owiane tajemnicą, nie wolno było publikować jego utworów. Próbowano go podsłuchiwać, lecz nie słychać dźwięków, kiedy smyczek jest nasączony... tłuszczem. W czasie jego niesamowitych koncertów pękały struny, a nawet smyczek. W jego zastępstwie Paganini używał wówczas... trzciny.
Filharmonicy pożegnali się aranżacjami muzyki z dziecięcych bajek Reksio i Koziołek Matołek, a ostatni utwór Lambada, przebój lat dziewięćdziesiątych, rozruszał całą publiczność.
fot. AGA