Wtorkowy poranek. Stefan jak niemal codziennie wyszedł na chwilę na zewnątrz, aby załatwić po nocy potrzeby fizjologiczne. Po chwili powinien był wrócić. Nie wrócił. Został zagryziony przez wilki.
Stefan to pies, ale jednocześnie pełnoprawny domownik. Mieszkał wraz ze swoimi właścicielami w Górnem. Każdego dnia, gdy było już widno, był wypuszczany na zewnątrz, aby się wysikał. Robił to na posesji, obok budynków. Po chwili wracał na schody i był wpuszczany do domu.
Tak samo było dzisiaj. Gdy po dwóch-trzech minutach się nie pojawił na schodach, właściciel wyszedł zobaczyć co się dzieje. Nie było go w pobliżu, ale 30 metrów od domu szybko rzuciły się w oczy niepokojące ślady na ziemi. Niepełna 200 metrów dalej wszystko był już jasne. Stefan leżał martwy, rozszarpany, częściowo zjedzony.
Zaatakowany przez wilki został prawdopodobnie tuż przy domu chwilę po wyjściu. Po zagryzieniu został przeciągnięty na pobliskie pole, gdzie zaczęła się konsumpcja. Nawoływania człowieka mogły je spłoszyć, więc porzuciły swoja ofiarę i szybko oddaliły się.
To smutna sytuacja, ale niestety nie jedyna. To jedna z bardzo wielu w naszym powiecie. Wiele psów zostało już zagryzionych przez wilki, czy to przy posesjach, na posesjach czy też podczas spacerów w pobliżu leśnych terenów.
Czy w obecnej sytuacji pozostawienie na chwilę na własnej posesji na zewnątrz małego dziecka w wózku, aby wrócić do domu po telefon czy się wysikać, jest bezpieczne? Czy 3/4-letnie dzieci, które są ruchliwe i zainteresowane światem, mogą bezpiecznie bawić się same na wiejskich podwórkach, gdy dorośli zajmują się obrządkiem czy pieleniem ogródka? Wilki mają coraz mniejszy strach przed ludźmi, podchodzą pod okna zabudowań mieszkalnych, kręcą się po gospodarstwach. Bez skrupułów atakują zwierzęta hodowlane i domowe. Co musi się wydarzyć, aby rząd i parlament dostrzegły, że problem z wilkami jest realny?