GOŁDAP. Przez 4 lata była wicestarostą gołdapskim. Po wyborach samorządowych w 2014 roku wycofała się nieco życia publicznego, jednak nadal przygląda się temu, co się dzieje w powiecie gołdapskim. Zapraszamy do lektury wywiadu o tym, jak wygląda „życie po życiu” Ewy Bogdanowicz-Kordjak.

Jeszcze niedawno była pani jednym z filarów w starostwie, dziś nie pełni nawet funkcji radnej. Skąd taka decyzja, żeby całkowicie się odciąć od tego rodzaju działalności?

Ewa Bogdnaowicz-Kordjak: To nie do końca moja decyzja. To wynik ostatnich wyborów samorządowych. Tak naprawdę jest to składową wielu czynników. Raz, że wynik wyborczy. Dwa – ustalenia powyborcze z komitetami, które również weszły do rady. Mimo, że ja nie zostałam radną to z mojego ugrupowania weszły trzy osoby, które myślę, że dbają o dobro powiatu. Podczas ustaleń powyborczych co do kształtu organów z nowej rady, nowego zarządu powiatu, nie znalazło się miejsce dla mnie. Trudno mi też było pójść na pewne ustępstwa, stąd świadoma decyzja - wybór trzeciej drogi. Wygląda na to, że świetlanej (uśmiech).

Jednym z pani zawodowych sukcesów było oddłużenie szpitala. Czy śledzi pani jego dalsze losy?

Pewnie! Niestety ilość informacji, jaka jest przekazywana do publicznej wiadomości jest niewystarczająca. Dlatego o wielu rzeczach dowiadujemy się tak naprawdę już po fakcie. A szkoda, ponieważ dobrze byłoby, żeby jednak kwestie szpitala były szerzej dyskutowane. Mam szczerą nadzieję, że ci, którzy teraz podejmują decyzję co do losów szpitala, mają na uwadze przede wszystkim dobro mieszkańców, a nie swoje dobro czy też łatwość wybrnięcia z "problemu". Szpital jest potrzeby, dlatego trzeba znaleźć takie rozwiązanie, żeby on funkcjonował i zabezpieczał potrzeby ludzi tutaj mieszkających. Mam nadzieję, że osoby które podejmują decyzje, będą miały przede wszystkim to na względzie.

W 2012 roku udzielała pani wywiadu odnośnie działań związanych ze szpitalem planowanych na lata 2012-2016. Czy nie chciała pani doprowadzić tego do końca? Czy nie czuje pani rozczarowania, że nie dokończyła tej sprawy?

Trochę tak. Nawet nie trochę. Bardzo chciałam i proponowałam swoją pomoc, jednak nie spotkało się to z akceptacją ze strony powiatu. Mam poczucie pozostawienia tematu w pewnym punkcie. Tak naprawdę zostało tylko postawić kropkę nad "i", nad tą całą pracą, którą dane mi było rozpocząć w 2012 roku. Właściwie w 2011 roku, bo w 2012 te rzeczy zaczęły się dziać. Natomiast wszystkie działania przygotowawcze już były już rok wcześniej. Mam poczucie niespełnienia, niedopełnienia tego, co zaczęłam. Natomiast nie wszystko zależy ode mnie i to też wymaga czasu, żeby przyjąć i zaakceptować sytuacje, na które niestety nie mamy wpływu.

Co sądzi pani o inicjatywie przekazania szpitala zewnętrznemu operatorowi?

Szpital powinien być przekazany operatorowi zewnętrznemu, ponieważ powiat jako organ prowadzący nie jest wydolny. Nie jest w stanie zapewnić takiego kierownictwa tej jednostce, żeby to działało, funkcjonowało i nie przynosiło start. Powiat nie jest w stanie tego zrobić, dlatego operator jest wskazany. Nie znamy wyników postępowania, które zostało przeprowadzone. Natomiast z mojej perspektywy nie powinno być tak, że zaproszenie do składania ofert jest krótsze w swojej treści, objętości wymagań od np. corocznego konkursu dla organizacji pozarządowych na wykonywanie zadań zleconych. Przecież to postępowanie ma wyłonić operatora na okres 30 lat, gdzie kontrakt to 5-6 mln publicznych pieniędzy w każdym roku. To postępowanie sprawia wrażenie nieprzygotowanego albo przygotowanego po łebkach, nieregulującego istotnych dla powiatu aspektów funkcjonowania szpitala. Nie może być tak, że termin składania ofert od dnia ogłoszenia do momentu składania ofert wynosi 2 tygodnie, bo tak właśnie to miało miejsce. Jestem pełna obaw. Natomiast są ludzie odpowiedzialni za to i mam nadzieję, ze jeżeli zostało coś przeoczone albo zrobione nie tak, to będą ponosili też za to odpowiedzialność. To są bardzo ważne decyzje. Mam nadzieję również, że to postępowanie i ta współpraca nie zakończy się tak jak w przypadku szpitala w Giżycku.

Na pani profilu na Golden Line w zakładce dodatkowe informacje można przeczytać "doświadczenie zawodowe zdobywałam w sektorze b2b i administracji samorządowej" i dalej "to zawsze działanie na pograniczu światów". Czy mogłaby pani rozwinąć tę myśl?

Tak. Tak to sobie wyobrażam, tak to przyjmuję. Bo działania urzędników i funkcjonowanie przedsiębiorców zdecydowanie różnią sie od siebie. Każde z tych działań, każdy z tych światów ma tak naprawdę inne cele. Urzędnicy dbają o to, żeby wszystko było zgodnie z prawem, czasami aż nadto wymagają formalizowania pewnych działań. Natomiast przedsiębiorcom zależy na tym, żeby jak najszybciej załatwić sprawy, żeby to "coś" po prostu zostało jak najsprawniej przeprowadzone. Dlatego bardzo często te dwa światy jak gdyby idą w dwóch różnych kierunkach. Natomiast działanie na pograniczu - byłam urzędnikiem, mając doświadczenie w pracy z przedsiębiorcami. Mam po prostu tą świadomość, jakie cele mają jedni i drudzy. Sztuką jest połączenie tych obu światów... chociaż pewien mądry człowiek z Gołdapi mówi, że jest to nierealne (śmiech)

W 2011 roku, kiedy była pani kandydatką do sejmu w naszym regionie, mówiła pani: "chciałabym swoim kandydowaniem zwrócić uwagę na fakt, że my na terenie Polski wschodniej też mamy głos, mamy swoje problemy i mamy prawo mówić o tym, że chcemy naszą rzeczywistość zmieniać na lepsze". Czy pomimo tego, że nie pełni już pani funkcji publicznej dalej pani tak uważa? Czy stąd pomysł na "Konkretbiuro"?

Ależ oczywiście. Tak, ja wciąż uważam, że ludzie mieszkający poza dużymi miastami też zasługują na uwagę i na środki unijne, na absorbowanie tych środków i na uwagę w statystykach. Ponieważ tak jak mówiłam i wtedy, i teraz to potwierdzam, że mieszkamy w regionie statystycznie nieistotnym. Z punktu widzenia Warszawy nasza populacja jest naprawdę mało istotna. Niektórzy brutalnie artykułują, że po prostu nie jesteśmy w kręgu zainteresowania pewnych grup politycznych. Nie mniej jednak myślę, że nadejdzie taki moment, kiedy właśnie mieszkańcy terenów "nieistotnych statystycznie" takich jak nasze skrzykną się i zadziałają siłą. Dopiero wtedy takie lokalne społeczeństwa będą mogły być słyszalne. Moja działalność, którą założyłam 1 kwietnia br. jest poniekąd wyrazem mojego stanowiska, że ludzie tutaj mieszkający mają prawo mieć sensowną opiekę dla prowadzonych przez siebie biznesów. Mają prawo mieć możliwość pomocy w pisaniu pism, odwołań, sprawdzenia u prawników nielokalnych czy podejmowane decyzje lub umowy są właściwie sformułowane. Mają prawo to mieć w miejscu zamieszkania, żeby nie musieli jeździć do Olsztyna czy do Białegostoku. Mają prawo mieć miejsce w Gołdapi, gdzie mogą przyjść i poradzić się, poszukać drogi finansowania swoich interesów czy innych sposobów wyjścia z danej sytuacji.

Dla kogo jest przeznaczone to miejsce? Kto może z niego korzystać i jakie są zasady działanie pani firmy?

Moja firma opiera się na trzech filarach. Po pierwsze to przestrzeń biurowa do wynajęcia. Czyli po prostu biura czy biurka do wynajęcia, gdzie każdy może przyjść i popracować w spokoju. W wyposażonym biurze, z dostępem do wszystkich mediów. To taka enklawa pracy. Można też wynająć pomieszczenie na godzinę czy na dni, w zależności od potrzeb danego przedsiębiorcy czy zwykłej osoby. Drugim filarem, który uważam za istotny dla tutejszego rynku jest agencja zatrudnienia. Wystąpiłam o wpis do Krajowego Rejestru Agencji Zatrudnienia i go otrzymałam. Zaczynam prowadzić agencję pracy tymczasowej pod marką „Konkret PRACA”. To jest propozycja z jednej strony dla osób, które poszukują pracy na jakiś okres np. 3 miesiące, pół roku. W takich momentach kiedy potrzebują tej pracy. Być może trafią na takiego pracodawcę, gdzie dostaną później stałą umowę o pracę i tak jak gdyby zrealizują swoje jakieś ukryte cele. Z drugiej strony pracodawca. Nie dość, że moja agencja może przeprowadzić rekrutację takich pracowników to może również zatrudnić tego pracownika i oddelegować do pracy do wskazanego pracodawcy. Wtedy pracodawca nie ma kosztów pracy, nie ma kosztów osobowych. Wchodzą usługi obce. Jest to po prostu inny sposób rozliczania i ponoszenia odpowiedzialności. Trzecim filarem, który dopiero wdrażam i rozpoczynam jest "biznes na próbę". Dla tych, którzy pracują na etacie albo nie pracują, a mają w głowie pomysł na zrobienie biznesu. Wychodzę z propozycją, gdzie każdy, kto chciałby sprawdzić czy jego pomysł rzeczywiście ma sens, może przyjść do mnie i u mnie prowadzić go przez pół roku lub rok. Zobaczy w tym czasie, czy pomysł zyska odbiorców i dopiero po tym okresie dana osoba będzie mogła założyć działalność gospodarczą. Czyli poniekąd już po sprawdzeniu rynku rozpocząć działalność jako przedsiębiorca, ze wszystkimi konsekwencjami, pełnymi obciążeniami ZUS i innymi opłatami, które - umówmy się - nie są małe w naszej rzeczywistości. "Biznes na próbę" ma działać jak inkubator przedsiębiorczości. Te wszystkie elementy są nowością na naszym rynku, ale nie na rynku krajowym. Takie rozwiązania działają, funkcjonują, pomagają ludziom odnaleźć się i na rynku pracy i pomagają zacząć zarabiać. W Gołdapi jeszcze tego nie było i mam nadzieję, że oferta to spotka się również z zainteresowaniem mieszkańców. Bo my mieszkańcy zasługujemy na to, żeby tutaj funkcjonowały usługi takie jak w całym kraju i na całym świecie.

Jest pani aktywną zawodowo mamą. Rozumiem, że pomyślała pani również o kobietach w podobnej sytuacji?

Pewnie. Wszystkie te filary tak naprawdę są skierowane również do matek. Do matek, które urodziły dzieci i tak naprawdę rwą się do pracy, do wyjścia z domu. Wszystkie mamy, które będą chciały spróbować którejś z moich usług mogą skorzystać też z unikalnej oferty. Bo nikt do tej pory nie zaproponował tego w Polsce. Pozwoliłam sobie umówić się z jednym z przedszkoli, że mamy, które będą chciały pracować u mnie w biurze, korzystać z moich usług, będą mogły na czas pracy zostawić dziecko w tym przedszkolu. Dzieckiem zajmą się profesjonalne panie przedszkolanki. Oczywiście jest ograniczenie. Mogą to być dzieci w wieku od 3 do 6 lat czyli w wieku przedszkolnym. Jest to zdjęcie kolejnej bariery, kiedy ta mama może rzeczywiście siąść i skupić się na pracy.

To też może pomóc w podjęciu decyzji, czy dziecko poradzi sobie w przedszkolu.

Na przykład. Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że kiedy to dziecko jednak znajdzie się w grupie rówieśników, będzie chciało tam wracać . To też będzie przygotowanie momentu, kiedy rzeczywiście mama będzie mogła regularnie oddawać dziecko na całe dnie do przedszkola.

Prywatnie prowadzi pani z mężem agroturystykę, współtworzą Stowarzyszenie „Fabryka Cudów”, do tego prowadzi pani Konkretbiuro. Jak pani to wszystko łączy z macierzyństwem?

Dodam jeszcze, że w tym sezonie prowadzimy bar przy tężniach.

Właśnie. Jak to wszystko połączyć? Jakiś przepis?

Złota prawda życiowa: im więcej zajęć tym lepsza organizacja czasu. To się sprawdza już od wielu lat, ponieważ mając świadomość wielu obowiązków jesteśmy w stanie zorganizować ten czas tak, że nie jest on marnowany. Jeżeli to jest wypoczynek to jest czynny wypoczynek, w naszym przypadku z dziećmi. Jeżeli jest to praca to musi być praca. Nie możemy sobie pozwolić na przeciekanie czasu między palcami, ale to jest do spięcia.

A kiedyś jest czas na odpoczynek?

Mówią, że jak przyjdzie czas na emeryturę. Chociaż z obserwacji widać, że przedsiębiorcy nie chodzą na emeryturę :-)

Czy nie ma pani poczucia, że przez te 4 lata poświęciła zbyt dużo dla działalności publicznej, przy tym tracąc coś z życia prywatnego? Przecież w tym czasie urodziła pani dzieci. Jak to pani ocenia teraz z perspektywy czasu?

Tak się życie ułożyło, że zostałam wicestarostą w 5 miesiącu ciąży. Było wiadomo, że urodzę dziecko i pójdę na urlop macierzyński. Po pierwszej i po drugiej ciąży urlop macierzyński wykorzystałam w minimalnym wymiarze czasu, na jaki prawo pozwala. Rzeczywiście sam moment powrotu do pracy był ciężkim przeżyciem, ale przechodzi to każda matka, która wraca do pracy. Więc tutaj nie ma nic szczególnego w stosunku do innych kobiet. Wydaje mi się, że udało nam się wspólnie z moim mężem tak rozplanować czas, że był czas i na obowiązki, i na rodzinę. Może z perspektywy czasu zbyt mało czasu poświęciłam na owe życie publiczne, ponieważ skupiłam sie na merytoryce, a nie na promocji tego, co robiłam. Ale w mojej sytuacji życiowej to były uczciwie wypełnione obowiązki służbowe, a z drugiej strony w wolnym czasie chciałam i mogłam zająć się moimi dwoma "wróbelkami" i mężem. Życie jest zawsze sztuką wyboru i trzeba wybrać to, co odpowiada najbardziej w danym momencie. Każdy chciałby być piękny, młody i bogaty, i jeszcze do tego zdrowy, ale nie zawsze tak jest. W związku z tym wyboru trzeba dokonać. Natomiast uważam, że nie zaprzepaściłam żadnej z chwil, jeżeli chodzi o dzieci. Myślę, ze wszystko wykorzystujemy i wykorzystywaliśmy tak jak należy.

A jak wyglądają teraz pani kontakty z byłym pracodawcą, z byłymi współpracownikami? Czy myśli pani o powrocie do tego rodzaju działalności publicznej w przyszłości?

Nie wiem czy kiedyś będę wracała. Mówi się, że "nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki". Co prawda ta woda już płynie i do tej samej wody się nie wejdzie. Już dwa raz pracowałam w starostwie. Moi koledzy ze starostwa mówili, że jak dwa razy było to pewnie będzie i trzeci. Ja mówię "nigdy nie mów nigdy". Natomiast na razie chcę skupić się na innych celach. Oczywiście nie tracąc z oczu tego, co się dzieje w sprawach publicznych, bo w końcu tu mieszkam i to są też nasze sprawy, mieszkańców.

rozmawiała Aleksandra Sobieraj, GOLDAP.INFO

 

Jesteśmy na Google News - obserwuj nas!

 

Podobał Ci się artykuł? Doceniasz działalność goldap.info?
Jeśli uważasz, że to co robimy jest wartościowe, postaw nam wirtualną kawę.