W sobotę na pl. Zwycięstwa odbyła się akcja rejestracji potencjalnych dawców szpiku. Została zorganizowana dla majora Tomasza Kowala. Wiele lat spędził on na misjach w Afganistanie, gdzie służył ludziom. Teraz i on potrzebuje naszej pomocy. W akcji wzięła udział m.in. Maja Zaniewska, która mogła już uratować życie swojej genetycznej bliźniaczce. W czasie trwania akcji służyła swoją pomocą, odpowiadając na zadawane pytania.
Jak to się stało, że postanowiła pani zarejestrować się jako potencjalny dawca szpiku?
Maja Zaniewska: O akcji właśnie takiej, gdzie się zapisujemy do DKMS dowiedziałam się z Facebooka. Zachęcił mnie również znajomy. Warto pomagać. Jestem wrażliwa na krzywdę ludzką, więc dla mnie to jest ważne, żeby siać dobro wokół siebie. I faktycznie pod koniec czerwca tamtego roku przyszłam, zarejestrowałam się i zostałam potencjalnym dawcą komórek macierzystych.
Po jakim czasie od rejestracji otrzymała pani informację, że jest ktoś komu można pomóc?
Bardzo szybko, ponieważ pod koniec czerwca się zarejestrowałam, a pod koniec sierpnia już miałam informację. Czyli bardzo szybko, naprawdę. Są ludzie, którzy czekają po 5-8 lat.
Pani bliźniakiem genetycznym okazała się osoba ze Stanów Zjednoczonych.
Tak, to osoba ze Stanów. Jest to kobieta, lat około 20. Taką informację uzyskałam już po oddaniu komórek macierzystych.
Czy poznała pani tę osobę, której pomogła?
Nie, nie jest to teraz możliwe. Aczkolwiek jest to możliwe kiedyś tam w przyszłości. Natomiast przez jakiś czas nawet nie możemy się ze sobą kontaktować. Aczkolwiek napisałam list, bo jest taka możliwość, tylko to wszystko idzie przez fundację. Oni weryfikują dane, bo jednak te dane są poufne.
Czy poprzez fundację może pani dowiadywać się o stan zdrowia swojej bliźniaczki genetycznej?
Tak, jest to możliwe. Natomiast trwa to bardzo długo, ponieważ fundacja również czeka na informacje z kliniki, gdzie znajduje sie ta chora na białaczkę dziewczyna. Moja ostatnia informacja na temat mojej bliźniaczki genetycznej była taka, że po prostu muszę być cierpliwa i czekać na wiadomość.
Jakie to uczucie mieć świadomość, że uratowało się komuś życie?
Boże... To jest niesamowite uczucie. To naprawdę jest bardzo ciężko opisać. Uważam, że każdy człowiek, który ma sumienie i jest wrażliwy na krzywdę ludzką, tym bardziej, że jestem mamą i wiem, że w tym momencie, kiedy ktoś modli się czy płacze, wznosi ręce do nieba o pomoc dla swojego dziecka i ty wiesz o tym, że taka osoba myśli, że gdzieś tam jest ktoś, kto może pomóc, to jest niesamowite uczucie.
Co chciałaby przekazać pani osobom, które jeszcze się nie zarejestrowały?
Chciałabym zaapelować, zwłaszcza do tych młodych ludzi, żeby nie być obojętnym na krzywdę ludzką. Żeby pomagać. Żeby mieli więcej szacunku do siebie, do innych ludzi. Naprawdę to nic nie kosztuje. Wszelkie koszta są poniesione przez fundację. Mało tego, zwiedziłam piękne saksońskie miasto Drezno. Miałam niesamowite przeżycia. Poznałam cudownych ludzi. Oddawałam komórki macierzyste w obecności koleżanki i kolegi, których tam poznałam. Wszyscy troje byliśmy w jednej sali. Byliśmy otoczeni przecudowną atmosferą. Naprawdę mówię to prosto z serca. Czułam opiekę, czułam komfort psychiczny i fizyczny. Nie czułam żadnego bólu.
Czy zabieg pobrania komórek macierzystych jest bolesny?
Absolutnie nie i chciałabym powiedzieć ,że jestem żywym dowodem na to, ze absolutnie nic nie boli. To jest po prostu jak pobranie krwi.
Czy po zabiegu odczuwa się jakieś skutki uboczne dla swojego zdrowia?
Absolutnie nie. Czułam się jeszcze lepiej, ponieważ w momencie, kiedy się oddaje komórki macierzyste, one potem ze zdwojoną siłą jakby wzrastają w ciele, co daje nam lepsze samopoczucie. Ewentualnie co mogłabym jeszcze dodać to lekki dyskomfort przed oddaniem komórek macierzystych. To dlatego, że wcześniej przyjmuje się lekarstwo, które powoduje ich przyrost. To takie dolegliwości jak katar, kaszel. Naprawdę dostajemy świetne lekarstwa z kliniki więc wszystko jest pod kontrolą. Naprawdę nie ma się czego bać. Nie ma żadnego bólu.
rozmwiała Aleksandra Sobieraj, GOLDAP.INFO