22 grudnia 1977 roku Gazeta Współczesna na swoich łamach opublikowała
Jarema Stempowski śpiewa piosenkę o taksówkarzu warszawskim. Wynika z niej, że taksówkarz to owszem - cwaniak, ale cwaniak sympatyczny i dający się lubić. Niestety, jeśli chodzi o gołdapskich taksówkarzy (z nielicznymi wyjątkami) - odnosi się do nich tylko jedno określenie - cwaniak.
Dość często zdarzyło mi się korzystać z usług „taxi" w Gołdapi. Najczęściej była to trasa postój - nadleśnictwo. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że taksówkarze nie mają zwyczaju włączania taksometru ruszając z postoju. Należność określali sami: „piętnaście złotych". Wydawało mi się trochę za dużo, więc zacząłem domagać się włączania taksometru. Na liczniku wychodziło wówczas 10,50zł. Bywało też, że licznik (szybko tykając) wybijał 15,50zł. Wreszcie poprosiłem o opinię zaprzyjaźnionego taksówkarza. Wyjaśnił mi krótko: powinno być 10,50zł.
Wiedziałem już, czego się trzymać. Przy następnej jeździe zażądałem kategorycznie włączenia taksometra. Taksówkarz spojrzał na mnie, jakbym domagał się Bóg wie czego i... nie włączył. Po kilkudziesięciu metrach jazdy ponowiłem żądanie. Kierowca zatrzymał samochód, uprzejmie otworzył drzwi i powiedział:
- Niech pan wysiada, jak mi pan nie wierzy...
Minęło kilka miesięcy. Znowu pojechałem do Gołdapi. Wsiadłem do taksówki nr boczny „6". Licznik, jak zwykle, nie włączony. Kazano mi zapłacić piętnaście złotych - czyli o 4,50zł za dużo. Z nadleśnictwa zadzwoniłem na postój. Przyjechała taksówka nr boczny „10", na liczniku było 14,50zł. Też o 4zł za dużo.
Było to akurat na świętego Mikołaja. Tylko dlaczego ja i nie tylko ja zresztą mam być dla gołdapskich taksówkarzy świętym Mikołajem - i to przez cały rok? (stk)
Materiał z posiadanych archiwów prasowych przygotowała Dorota Beata Grudnik-Cemborek