Gołdap przed laty...
24 sierpnia 1977 roku Gazeta Współczesna na swoich łamach opublikowała
Nie zmarnowałem życia
Józef Mucharski ma 82 lata, a czuje się o kilkanaście przynajmniej lat młodszy. Dobrą kondycję fizyczną – wyznaje – zawdzięcza czynnemu życiu. Nie potrafi, jak jego rówieśnicy, siedzieć bezczynnie w domu. Mowy nie ma, żeby kiedykolwiek położył się na popołudniową drzemkę, od lenistwa od razu by się rozchorował. Organizm – mówi – wymaga ruchu. W wolnej chwili dobrze jest pójść do lasu, powiosłować łódką, pospacerować z wnukiem po parku. Dziadek ma własną łódeczkę i gdyby nie to, że Damianek dzisiaj gorączkuje, na pewno byłby z wnukiem nad jeziorem.
Damianek przyjechał na wakacje ze Szczecina. Tam mieszka syn Mucharskiego – Józef. Widać wziął coś z ojca, pracuje jako zawodowy wojskowy. Senior Mucharski zawodowcem nie był, ale w wojsku spędził trochę czasu. Może te jego opowieści wzbudziły wyobraźnię jedynaka. Wśród dzieci Mucharskich Józef jest jedynym synem, córki są dwie – Zenona mieszka w Wałbrzychu, a Halina tu na miejscu, w Gołdapi.
Mucharski jest przekonany, że nie zmarnował swego życia. Zawsze starał się być w ruchu, zawsze bywał zajęty, interesował się ludźmi i światem. Nawet dzisiaj, gdy – wydawałoby się – przydałby się wypoczynek, rezygnuje z niego na korzyść innych. Trzeba ludziom pomagać – powtarza – trzeba pomagać... I chodzi od domu do domu, gdzie starzy, chorzy i samotni. Od jakichś 15 lat jest opiekunem społecznym. Przy ulicach Zatorowej, Mazurskiej, Okrzei, Cmentarnej i Szosie Gumbińskiej ma 52 podopiecznych.
Kilka dni temu odwiedził Alinę Morawską z ul. Okrzei. Samotna kobieta planuje wykupić węgiel na zimę, więc wczoraj i przedwczoraj Mucharski chodził do składu opałowego. Okazało się, że na razie brakuje pierwszego gatunku, kierowniczka pocieszyła, że w najbliższych dniach nadejdzie.
W imieniu 90-letniej staruszki wystąpił niedawno o zapomogę. Dostała. Włosów nie ma tyle na głowie, ile on ludziom podań napisał – żona Janina wspomagając męża, od czasu do czasu sama zajrzy do sąsiadek, tak na wszelki wypadek, czy któraś czegoś nie potrzebuje.
Najpracowitszy okres jest w jesieni. Przed zimą ujawnia się najwięcej potrzeb, komuś przydałoby się ciepłe ubranie, komuś węgiel, innemu zakończyć trzeba remont. To wszystko wymaga chodzenia.
Bywają dni, gdy na pięterku u Mucharskich nie zamykają się drzwi. Jedni przychodzą z prośbą o coś, inni z podziękowaniami za coś. I człowiek wtedy widzi, że jest potrzebny. Czasami spotyka się z kimś na ulicy, ludzie kłaniają się serdecznie, zatrzymują, rozmawiają, są wdzięczni za pomoc. Mucharski ma wtedy satysfakcję. W domu na ścianie wiszą dyplomy: z 1969 – za udział w rozwijaniu szeregów Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej, następny – za aktywność w kampanii wyborczej do sejmu PRL, z 1951 – za zasługi w likwidacji analfabetyzmu. To nie wszystkie, część się gdzieś zawieruszyła. Pięć lat temu Mucharski dostał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Ma też odznakę „Zasłużonego opiekuna społecznego".
Wśród pełnionych funkcji społecznych wymienia jeszcze: sekretarza rady nadzorczej GS, członka komisji kontrolnej i kulturalno-oświatowej GS. Jako członek WSS pilnuje porządku w sklepach, sprawdza zaopatrzenie. Należy do ZBoWiD, Związku Nauczycielstwa Polskiego, Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów. Były nauczyciel, świadek i uczestnik wydarzeń z lat 1919-1920 ma co opowiadać.
Urodził się w 1895 roku w Słonimie. Dwa lata temu odwiedził swoje rodzinne miasto. Trzy dni chodził po ulicach i nie mógł rozpoznać znanych zakątków, tak się wszystko zmieniło. To, co Niemcy zburzyli, zostało odbudowane. Powstał piękny teatr, nowe kina, szerokie jezdnie. Przy ulicy Tatarskiej, gdzie stał dom rodziców, bloki nie do poznania.
W Słonimie, po skończeniu szkół, rozpoczął swoją pierwszą pracę pocztowego radiotelegrafisty. Te zawodowe umiejętności zadecydowały o tym, że – kiedy trzeba było – jako telegrafista trafił do wojska. Przez kilkanaście dni przebywał w tzw. Zapasowym Batalionie w Kałudze, potem włączono go do I Inżynieryjno-Telegraficznego Dywizjonu w Moskwie. Dywizjon stacjonował na przedmieściach Moskwy – w Sokolnikach, a siedzibą jego sztabu był Kreml. Częstym gościem w Sokolnikach był Włodzimierz Lenin. Przyjeżdżając, rozmawiał z żołnierzami. Mucharskiego upodobał sobie jako Polaka. Opowiadał mu o Polsce, którą znał z pobytu w Krakowie i Poroninie. Mucharski znał język rosyjski, mógł się więc swobodnie porozumiewać. Lenin pozostał w jego wspomnieniach jako człowiek bezpośredni, życzliwy, serdeczny. Pamięta, że bardzo lubił dzieci. Każde napotkane brał na ręce, częstował cukierkami.
Mucharski wraz z innymi żołnierzami Armii Czerwonej brał udział w walkach z kontrrewolucją, walczył z wojskami Kołczaka, Denikina i Judenicza. Za cofającymi się białogwardzistami doszedł z Moskwy przez Gorki, Riazań, Kazań, Kujbyszew aż do Gór Uralskich. Podczas natarcia na Riazań rozrywający się pocisk kontuzjował mu słuch, w walkach w okolicy Orenburga był ranny. Do dzisiaj ma ślad z tyłu głowy.
W 1921 r. wrócił do Słonima. Ojciec już nie żył, umarł na tyfus, starsza siostra nie wyszła z zapalenia płuc, a młodsza z jakiejś epidemii. Została matka z bratem i trzecią siostrą. W rodzinnym mieście przystąpił do pracy jako pomocnik głównego księgowego w Banku Narodowym. Przyjmował wpłaty, wypłacał pieniądze. W czasie II wojny światowej Mucharski współpracował z partyzantką radziecką i polską oraz zajmował się tajnym nauczaniem. Prowadził naukę w Nowojelni, Dworcu i Dzięciole – to takie niewielkie miasteczka w pobliżu Nowogródka.
Dzieci schodziły się w godzinach popołudniowych. Przed domem stały „czujki". Braki w nauce były spore, 14-15 latki poznawały dopiero litery. Po wpadce w Nowojelni przenosi się do Dworca, a potem do Dzięcioła, gdzie aresztowany trafia do twierdzy w Grodnie, a stamtąd w 1944 roku do Majdanka. W Majdanku siedział 7,5 miesiąca. Gdy niedawno razem z pracownikami Gminnej Spółdzielni jeździł zwiedzać ten obóz, oglądał swój barak nr 9, w którym mieszkał. Mucharski spał w pobliżu pryczy Piotra Omielczenki spod Kijowa. Wspierali się nawzajem, podtrzymywali na duchu, pocieszali – inaczej trudno byłoby przeżyć. Z baraku widać było „ścianę śmierci", tam więźniowie byli rozstrzeliwani. W Majdanku zginęła pierwsza żona Mucharskiego, nawet nie udało się ustalić, w jakich okolicznościach.
Po oswobodzeniu obozu – przez Lublin, Warszawę trafił Mucharski do Sokółki. Tu zgłosił się do sztabu wojskowego, znał pracę pedagogiczną, więc skierowano go do organizowania szkół. Pierwszą z nich była szkoła w Kruszynianach. Był tam pierwszym nauczycielem po wojnie. W zeszłym roku odwiedził tę miejscowość, po dawnym budynku szkolnym nie ma śladu, wybudowano nowy.
Z Kruszynian władze oświatowe przeniosły go do powiatu oleckiego. Taka była potrzeba, teraz szkoły zaczęły powstawać tu, na ziemiach północnych. Zgłosił się do sołtysa w Orzechówku, zrobił spis dzieci w wieku szkolnym i za parę dni zaczęły się lekcje, oczywiście w warunkach prowizorycznych, bez książek i ławek, za zeszyty służyły kawałki papieru. Tak samo było później w Świętajnie i dalej w Błonkałach i Żytkiejmach – już w powiecie gołdapskim. Z Żytkiejm przeniósł się do Gołdapi, do 1961 r. kierował szkoła podstawową dla pracujących. Od 1961 r. jest na emeryturze.
Bywa tak, że przypadkowo spotka się ze swoimi dawnymi uczniami. Oni go poznają, jemu dość trudno odnaleźć w nich chłopaków sprzed lat. W Sokółce, na przykład podchodzi i wita się z nim szpakowaty mężczyzna – to miło, że tyle lat minęło i nie zapomniał. Widać coś dla młodzieży znaczył.
Irena Biernacka
fot. Z. Lenkiewicz
Materiał z posiadanych archiwów prasowych przygotowała Dorota Beata Grudnik-Cemborek